jest „więcej zewnętrzną, ale trudno po nim wymagać religii wyrozumowanéj, a kto, czy słowem czy czynem pomiata tą zewnętrzną religijnością ludu wobec niego samego, niechaj pomni, że niweczy podstawę obyczajności ludowej.“ (Słowa z artykułu ks. Dra. Eug. Janoty: Przewodnicy Zakopiańscy. Kłosy. Warszawa 1866. Nro 74. 75.)
Dla kilku osób silnych, zdrowych, wytrzymałych, którym dość wskazywać drogę, wystarczy jeden przewodnik; jeźli zaś mają ze sobą dużo do niesienia, wynajmuje się innych górali, wyłącznie do tej usługi. Osoby jednak niepewne siebie w spinaniu się po turniach, zwłaszcza kobiety, powinny mieć każda z osobna dla siebie przewodnika lub pomocnika.
Strzedz się należy złych przewodników, nastręczających się wszędzie do każdéj wycieczki, dobrze więc radzić się w tym względzie Wali lub Sieczki, oni bowiem dobrze wiedzą, który z przewodników zna tę lub ową drogę i który zdolny zadowolnić swoich gości. Strzedz się także trzeba arendarza[1] w Kuźnicach Zakopiańskich, co nieświadomym rzeczy podróżnym dostarcza przewodników ladajakich za potrójną cenę, dwie trzecie części zapłaty biorąc dla siebie, bo jemu nie chodzi o dobro podróżujących, lecz o własny zysk. W końcu niech raczą owi goście, co z fanfaronady lub z głupiej buty lubią rzucać pieniądz za lada usługę albo każdą rzecz przepłacać dla przechwalania się często gę-
- ↑ dzierżawca, karczmarz