dzinnym pobycie na szczycie skostniały, oderwać się musiałem od czarującego widoku i na dół się spuszczać, a wiatr niekiedy tak silnie dął, żem przyklękać musiał i przytrzymywać się skały, aby nie dać się zepchnąć do przepaści. Zadowolony z dopiętego celu, wąskim grzbietem do przełęczy, ztąd znów do szałasu, dostałem się we dwie godziny. Posilony żętycą i pogwarzywszy z rozumnym a uczciwym bacą i z wesołymi juhasami, puściłem się znowu w czarowną dolinę Kościeliską. Nazwa jej pochodzi od wsi tego nazwiska, rozłożonej u wstępu do doliny, a nie od jakichśtam kości Tatarskich, których noga pewnie tu nigdy nie postała, bo nie mieli się po co zaganiać do bezludnych Tatr. Słońce już tylko szczyty oświecało, a nim doszedłem do bramy doliny, noc zapadła, że w Zakopanem po 10. godzinie do chaty zawitałem.
Po Kościeliskach najpiękniejszą doliną w pobliżu Zakopanego są Strążyska; prowadzi ona po pod sam Giewont, długości mniej więcej pół mili[1]. Droga jezdna wiedzie od kościoła Zakopiańskiego wprost między domostwami wzdłuż potoku płynącego z tej doliny zwanego Młyniskami, zaś ścieżki prowadzą z różnych stron do ujścia Strążysk (2827′[2]). Bok wschodni doliny Strążysk tworzy Sarnia Ska-