miłosiernego juhasa, że ten miał czas umknąć, nim nastąpiło zasypanie całej osady wraz z dobytkiem[1].
Z Kobylarza w dół patrząc spostrzega się dziką dolinkę Litworową, co jest początkiem Miętusiej i przepaściste turnie Krzesanicy, obróciwszy się zaś na wschód ku skałom widać roztwór, którędy, między skałami nazwanemi Ratuszem, trzeba dążyć w górę źlebem stromym kamienistym. Tu najtrudniejsze przejście w tej drodze, lecz bez niebezpieczeństwa żadnego. Źleb kończy się murawą, na którą chcąc się dostać, trzeba minąć ślizką skałę drapiąc się z wielką ostrożnością. Gdy się już stanęło na trawiastej grani, drogę mamy odtąd coraz wygodniejszą, dążąc na Wielką Turnię do źródła wybornej wody, na lewo mając w głębi Małą Łąkę, turnie Wielkiego i Małego Giewontu. Źródełko sączy się po źwirze do rozpadliny głębokiej dziko poszarpanej i przestraszającej[2], z której woda uchodzi podobno gdzieś w dolinie Małej Łąki. Źródło tu + 2•24° Rm. (5936′)[3] udziela wybornej wody do picia jak i do herbaty, którą tu można zgotować, gdy przewodnik z nad brzegu Wielkiej Turni przyniesie kosodrzewiny. Tu się także dobrze jest zaopatrzyć w wodę do blaszanki, bo wyżej nigdzie już przez wszystkie Czerwone Wierchy jej nie znajdzie.
Od źródła rozległą najpyszniejszą murawą zdąża się prosto w górę na szczyt Małołączniaka, zkąd widok już opisałem.
Co krok wyżej Giewont pod nogi nasze się
- ↑ W rzeczywistości obryw ten miał miejsce pod koniec ostatniego zlodowacenia Tatr, a wspomniana legenda, opowiedziana Stanisławowi Witkiewiczowi przez Sabałę, została wykorzystania przez pisarza w zbiorze Na przełęczy.
- ↑ Opis wskazuje na Ratuszowe Źródło, a wspomniana rozpadlina to jaskinia Awen w Ratuszu
- ↑ ok. 3,5 °C; 1876 m