lubią na różny sposób handlować i nieźle na tém wychodzą. W ostatnich czasach kilku uczonych z Krakowa nastręczyło trochę zarobku pojętniejszym góralom przez zbieranie przedmiotów przyrodniczych, lecz ten zarobek ogranicza się do niewielu osób. Jak nędznie dwór wynagradzał służbę leśną, dość powiedzieć, że za sam tylko opał pełnili urząd stróżów dworskiej własności i zarazem służyli jako hajducy czyli pachołcy dworscy; trzeba bowiem wiedzieć, że tu była wieża babilońska wszystkich narodowości. Górował patryotyzm niemiecko-austryacki dla wyżebrania szlachectwa, którego nie umiano godziwszym sposobem pozyskać, gdy go się im na gwałt zachciało. Mgliste pochodzenie z Węgier i sprawy, jakie czasem po tamtej stronie Tatr trzeba było załatwiać, naprowadziły dwór w kuźnicach na przebieranie się czasami z węgierska, a dla krótkowidzących nauczono się paplać po francuzku. Chwilami przez jakąś omyłkę udawano tu nawet polskość[1].
Nikt dotąd nie postarał się, aby temu przemyślnemu ludowi obmyślić szersze koło zarobku. Mając przykład na Szwajcarach i Tyrolach przyszła mi myśl nauczyć gorali tatrzańskich wyrabiania z drzewa rozmaitych przedmiotów do użytku, zabawy lub dla pamiątki, któreby w handlu mogły zastąpić wyroby obce, a przytém mieliby goście co wywozić jako upominki z Tatr, gdy dziś prócz drogich toporków niczego nie dostanie. Myśl moja zna
- ↑ Autor może tu nawiązywać do faktu uczestnictwa Edwarda Homolacsa w powstaniu listopadowym, co było warunkiem ślubu, postawionym przez jego późniejszą żonę, Klementynę Homolacsową. Obecna ocena rodziny Homolacsów odbiega jednak od tej prezentowanej przez Walerego Eljasza-Radzikowskiego – nie wspomina on na przykład, że w kuźnickiej szkole była nauczana historia Polski, a w ocenie niektórych historyków, Homolacsowie w znacznym stopniu się spolonizowali.