rzeń rodziców jest stan kapłański syna, dla tego tak dużo mamy księży z gór.
Hale, t. j. pastwiska rozsiane po całych Tatrach, mają właścicieli z całego Podhala, jak n. p. Pyszniańska hala należy do gromady Klikuszowskiej, Waksmundska do Waksmundu, Miętósia do Miętóstwa i t. d.
Na wiosnę koło Zielonych Świątek zwykle wychodzi pasterska osada z owcami, psami i wszelkiemi przyborami szałasowemi na hale, wybrawszy naczelnika zwanego bacą, który sobie juhasów t. j. pasterzy dobiera, żywi żętycą, wynagradza każdego z nich wedle ugody jednym lub dwoma podojami z całego kierdelu t. j. stada owiec, co kilka funtów[1] séra na sprzedaż uczyni. Baca zaś każdemu gospodarzowi od jego owiec oddaje ugodzoną ilość séra owczego. Co się zwyższy, gdy rok dobry, to jest jego. Znaczny dochód czyni sprzedaż żętycy gościom przebywającym w Zakopaném. Przesąd, że tylko w tym lub owym szałasie dobra żętyca, sprawia, iż wszyscy prawie goście się cisną do jednego bacy. Umieją bacowie zniewalać sobie dziewczęta przynoszące żętycę gościom do wsi, a te zachwalają tego ganiąc owego. Skutkiem tego bywa brak żętycy, że jej nie ma tyle, ile żądają, więc też bacowie z elastyczniejszém sumieniem podrabiają ją jak mogą, oszukując gości. Takich to baców widzieć można w karczmie naprzeciw kościoła w niedzielę pijących do późna i hałasujących, że aż uszy bolą słuchać.
- ↑ ok. 0,5 kg