— ręka Wielkiego Mistrza poza kulisami
w ruch wprawia tępe lalki — z tajnemi sznurkami
poraz tysięczny głucha sparza cię konieczność;
jak dziś — będziecie skakać i działać — po wieczność!
A ty — ? — Gdy cichy księżyc srebrzy dębów czuby
czyż będziesz w naiwności znów tęsknić do swej lubej — ?
czyż będziesz na ulicy stać w śnieżycy i we wichrze —
przed odsłonionem oknem snuć marzenia swe najcichsze — ?
czyż cierpieć będziesz, że tam ktoś w głupawej galanterji
paplaniem wciąż pobudza ją do śmiesznej koketerji — ?
Usłyszeć chcesz ostrogów brzęk — ? — jakże się puszą i kozaczą! —
a teraz, zakochany, spójrz! — jak to miłośnie na się patrzą!
ona coś szepce — a on jej naznacza schadzkę, uśmiechnięty —
przemarzły — chceszże jeszcze stać — na dudka wystrychnięty — ?
Kochasz! — a wielka miłość twa nieukojona trwa — bezcenna;
ona kaprysem się kieruje i jako kwiecień tak jest zmienna!
ona ci kradnie zdrowy sens — krzywi się na cię, gardzi...
a ty podziwiasz cięgiem ją i kochasz coraz bardziej —
jak zimny posąg, który nas napełnia podziwieniem!
O głupcze! — jakżeś śmieszny jest z tem nudnem rozmarzeniem!
Jam także o dziewczynie śnił, która me troski podzieli,
przy boku moim będzie stać i życie przeanieli,
która rozumieć będzie mnie jak nigdy nikt na świecie —
zdumieje ludzi piękna baśń o przecudownej kobiecie!
Minęło, prysnął pusty czar, pieśń stara się kołacze
o ciszy wiecznej, w której już na wieki mrą rozpacze.