Gdy jeszcze śmierci nie było, niczego co nieśmiertelne,
gdy nie istniało światło, życia ognisko naczelne,
gdy nic nie zwało się: zawsze, ni dziś, ni jutro ni wczora —
bo dla wszystkiego w jedności jednaka trwała pora —
gdy ziemia, niebo, przestrzenie, świat cały w zespoleniu
w równorzędności istniały — istniały w swem nieistnieniu —
wówczas to byłeś Ty jeden, — przeto ma warga woła:
kim jest ten Bóg, przed którym schylamy nasze czoła — ? —
Był-ci on Bogiem jedynym — nie było przed nim bogów —
w on czas, gdy złote ziskrzenia z nocnych wstawały rozłogów,
On ducha we wszystkich tchnął bogów, szczęśliwość w ziemię wpromienia,
On jeden ludzkość prowadzi do źródlanego zbawienia.
Wgórę unoście serca — świat wypełnijcie śpiewaniem,
On-ci jest śmierią śmierci! On życia zmartwychpowstaniem!
On mi dał żądne źrenice, bym światło ujrzał dniące,
szczęsnym urokiem współczucia napełnił serce bijące —
Jegom usłyszał imię wśród wielkich wichrów szumienia —
w tym głosie na falach pieśni pojąłem słodycz wieszczenia —
— i jeno o jeden jedyny w tem wszystkiem żebrzę przyczynek:
aby mi odejść pozwolił w wieczysty odpoczynek.