Paryż płonie! — Burza się w nim przewala i gorze!
zamki jak czarne pochodnie — ognia żywego łup — —
dymy jak wybuch wulkanu, łuny jak sadzą zasnute zorze —
płyną ryki i szczęki jak rzeka w rozgrzane morze — —
Stulecia umarły! — Paryż stuleci grób!
Bruk ulic krwią pożogi nieustannie broczy,
barykady wysokie sypie ludzki rój —
z pieśnią rewolucyjną kroczy lud roboczy,
kwitną frygyjskie czapki, błyszczą stalą oczy —
dzwony ochrypłe huczą: na alarm! na bój!
Biały, zimny, aż martwy — jak głuche marmury —
lasem czerwonych ogni idzie niewiast krąg —
z bronią w ręku, miast włosów rozwiane wichury
na głowach, piersiach, plecach — — a w oczach ponury
krzyk grozy, nienawiści, rozpaczy i mąk.
O walczcie, wy okryte wężami warkoczy,
każde dziecko zdeptane zbliża jutra dni —
niech się czerwony sztandar nad wami roztoczy,
niech was rozgrzeszy jutra głos proroczy —
ci, co was sprzedawali winni — lecz nie wy!