Bruzdami się wygrzywia w łagodnem świetle morze,
łuszczą się fale ciche w kształt kryształowych płyt
— a tam nad halnem zboczem — przez wyrąb w starym borze
spogląda duży księżyc — płynie przez nieb przestworze
i srebrzy ciche morze i szumny leśny szczyt — —
Na zleniwionych falach — okręty się kołyszą —
drewniane ich szkielety w widmowy płyną szlak —
jak skrzydła zmordowane u masztów żagle wiszą —
noc w nie znieruchomiała samotną dyszy ciszą —
w górze księżyca kula lśni jak proroczy znak.
Na skalnym, mokrym brzegu — ponad zwierciadłem morza
u przechylonej wierzby mchem brodatego pnia
samotny Cezar czuwa — wsłuchany w pieśń przestworza,
co w plusku lśniących fal, z bezbrzeżnych wód podłoża
na drżących strunach wiatru symfonje nocne gra.
I ujrzał, że w powietrzu pod nocą tą zgwieżdżoną
idzie przez szczyty borów, przez fal zmierzwionych wir
on starzec siwobrody — z brwią gęstą, nasrożoną,
chrzęszczący fantastycznie wyschniętych traw koroną:
Król Lir.