gdy chciwość i zmysłowość dzisiejszy dzień pustoszą —
sława jest omamieniem, którą partacze głoszą,
by bóstwa swe, wrzodzianki malutkiej współczesności,
postawić obok wielkich duchów w tumie wiekuistości.
Mamże pieśń swą rymami wielkiej miłości głosić,
która w współżycie winna braterskość ludów wnosić — ?
operetkowy chór mamż zwiększyć Manelaja
by rymu podzwanianiem rozmarzała się zgraja — ?
Jak cały świat tak i niewiasty są dobrem często przeszkoleniem,
bądźże kochankiem ich a rychło spotkasz się z cierpieniem;
w tej akademji pięknej Wenus studjuje uczniów wielu —
młodzi, najmłodsi — wszyscy wraz do jednakiego dążą celu —
zaledwie wąs się sypnie mięki — już uczniak idzie tam, gdzie ona włada —
lecz ta świątynia pyszna dziś — już jutro w gruzy się rozpada.
Pamiętasz ty studenckie lata, owe marzenia, sny, nadzieje — ?
i starych, dobrych profesorów co wertowali wieków dzieje,
szukali wiedzy w grubych tomach, które skrywała szafa czarna —
i, trzeba prawdę rzec, w tych księgach mądrości znachodzili ziarna;
słyszę ich pomruk dobrotliwy, szmer jakby rzeki: horum‑harum,
tak nawpół śpiąco nas wwodzili w ten nervus rerum gerendarum,
mówili o egipskich królach, pokazywali nam planety,
z nieutajoną nabożnością wświetlali nauk w nas podniety.
Tak, jeszcze widzę astronoma, który — przed iluż to już laty — ?
z niewiarogodną wprost łatwością z mgieł wielkie wywoływał światy
i pewną ręką nam rozgarniał całej wieczonści gęste chmury —
jedną epokę wiązał z drugą jak perły nanizane w sznury,
— aż poczuliśmy, że nam w głowie młyńskie obraca koło rzeka,
i czuliśmy, jak Galileusz, że ziemia nam z pod nóg ucieka...