Ze snem żelaznym co trwa wieczność całą,
Niemy – i dawną opleciony chwałą...
Tu pragnie ciszy grobów – takiej ciszy
Co sama siebie nie czuje – nie słyszy!...
Ale sen jego dalszym niepokojem
Gorszym od jawu duchowym rozstrojem…
Coraz to silniej ognisko w dym bucha
I liże skały, i sypie iskrami,
A on na głazach ze swemi myślami
Leży w milczeniu a myśl jego głucha –
O skał sklepienie,
Biją płomienie,
A górą czarne dymy ulatują
Jak dzikie duchy co w cieniach kołują!...
Bo piersi jego stały się jak wrota
Już zatrzasnęła je duszy sromota
A w sercu króla szatany królują…
Chociaż uśpiony, chwilą legł na głazach
Płomień po bladej strasznie świetli twarzy
Snać sen okropny w duchu mu się marzy,
Bo pobladł trupem – dusza gdzieś na jarach
Piekielnych spada w czeluście płomienia! [1]
W straszliwe kraje męki i zwątpienia –
Bo on bez ruchu zerwałby się – wolą
Snać wszystkie żyły drgają – czucia bolą,
Bo śniadość lica krwią zabiegła cała;
To znów pobladła!... ręce zaciśnięte
W dwie pięści prężą się – i usta ścięte! –
A tam od skały w śnie ... ha!
Mara biała
Wstaje z ciemności i sunie ku niemu,
Cała w żelazie, z orężem szczerbatym,
Z okiem bijącem w śpiącego, śpiącemu
Złorzeczy niemo … i cichych snów światem
Sunie ku niemu a jej groźne oczy
Jak węgle palą go ... on dumnie kroczy,
- ↑ Wmyślmy się w epokę Piastowskich czasów…