Tam z wybranemi Polski pacholęty
Śpiewać na wieki: Święty! święty! święty!...»
Biskup się schylił do strasznej spowiedzi,
A król pustelnik z trwogą słowa cedzi,
Potem swe życie pamięci iskrami
Rozświecał jaśniej a z ust drżących piany
Biegł zdrój namiętny słów, jak zdrój wezbrany
Co się rozszerza, w brzeg czyni wyłomy,
Pędząc rwie dęby – na cel niewiadomy…
SPOWIEDŹ PUSTELNIAKA.
Życie me przeszło jako jedna burza,
Pełna przekleństwa i cudów bez miary,
Jak łódź, co w głębin otchłaniach się nurza,
W otchłań rozpaczy płynąć z portu wiary –
Na me boleści niemam słów w tej mowie –
Dość żem Bolesław!...
Biada mojej głowie!...
Skarżyć nieumiem się na moje losy,
Płakać, dziecięciem jeszcze zapomniałem,
Dziś czekam chory, pokutny i bosy,
Aż duch się z wątłem już rozerwie ciałem!...
I na nieszczęściem duszę miał dziecinną,
Lekką – co w stronę pooglądała inną –
Dokąd bywała czystą i niewinną!...
Młodości moja czysta jak lilija,
Co niewidziana wschodzi nad stawami,
Jak gwiazda co się w strumieniu odbija –
Na twe wspomnienie! płaczę dziecka łzami!...
O! bo ty jedna mojego żywota
Otwierasz jeszcze zatrzaśnięte wrota!...
Jak do promienia słońca, koncha ścięta
Do ciebie usta otwieram o! święta –