Jej pierś niewieścia była mi puklerzem
Gdym za kołyskę stąpił w krok chłopięcia –
Dziś – choć ją dawno głaz grobowy kryje
W sercu mem dotąd – o ! i w sercach ludu
W szerokiej Polsce Dobrogniewa żyje!
A dla mnie była widnym znakiem cudu!...
Bom ja ją kochał nie jak niedźwiedziątko
Swą macierz – ale jako niedźwiedzica
Wściekła swe małe!... jak dzika orlica,
Co najmilejsze z swych orląt orlątko –
I gdyby ona była dłużej żyła...
Lecz niechaj śpi!... o! święta jej mogiła!...
Dni mej młodości skrzydlate leciały
Jak w piorunowej sieci orzeł biały,
Co nad kolebki uwisł mi na tarczy,
Co nad Krakowem skrzydła swe rozłożył,
I piersią śnieżną na wieki wystarczy
Od chuci wroga co ją nieraz trwożył,
Ale sam siebie przed nią upokorzył!...
Tam na te dzikie, nadwiślańskie skały
Jako pachole biegałem przed laty
W nurt Wisły oczy, głęboki, podały –
I tak przeplótłem pierwsze lat mych kwiaty...
O! miłej błogiej – i uroczej woni
Czuję was kwiaty – w duszy – z innej błoni!...
Sercem miał wielkie – jak świat – zadumczywe,
Szczęściem narodu dumne i szczęśliwe,
Jak szlachetności [1] przepaść lecz zaciekłe
A na zniewagę Polski – jak lew wściekłe
I rzewne biednych losem – popędliwe...
Tam kędy głosy młodości – do chwały!...
I zdało mi się bijąc w miecz po tarczy,
Że chwale mojej – ziemia niewystarczy!...
Tam gdzie Zwierzyńca lasy zaszumiały –
Najpierwsze orły z łuku chłopcem biłem,
Jego mi dzwony tikiem szczęściem grały
Że duszę jako w słuch arfy stroiłem –
I od nie raz łókiem, od lasów Zwierzyńca,
- ↑ W druku „szalachetności”, ale to pewnie pomyłka od „szlachetności”.