Strona:PL Ernest Buława - Poezye studenta tom III.djvu/194

Ta strona została przepisana.

Długo nam szarą plamką, wróżył życie,
I skrzydeł szumem cicho błogosławił –
Aż spadł jak piorun po chwili przysięgi
I u stóp naszych dla życia potęgi
Gałązkę świeżą w liść dębu zostawił…

Odtąd Wisława jak anioł mej doli
Lepszą mej duszy stała się połową
Czy harfiarzowi pieśnią się perłową,
Sprzeciwia – czy mnie cieszy gdy co boli,
Czy pu[c]har stawi, czy mi miecz przypasze –
O! piękne nad gwiazd świt biegły dni nasze!...
I kiedy nieraz gniew mnie porwał wściekły
A w ręku błysnął oręż blask szatański,
Głos jej jak w burzy dzwonek Loretański,
Co chmurzy z dźwięków swych rozprasza drogi,
I bosko dzwoni ponad łąk rozłogi,
Przemocnym głosem niewieściej dobroci
Gniew mój koiła…
Jak kwiatem paproci,
Co wszystkie wrota odwali, roztworzy –
Ona spojrzeniem smutków mych skrytości
Przenikła w chili, i jak blaskiem zorzy
W noc serca padła – promieniem – miłości!...
Ale nie długo nad tem mojem czołem
Gwieździła ona…
I w niebo aniołem
Uszła – a mnie już z szatanami sprawa!...
Zgasła – przynosząc – syna Mieczysława!... [1]
Nie jedź! Błagała, gdy do Węgrów ziemi
Ja szedł na oną potrzebę przeklętą,
Chwałę piersiami zdobyłem mojemi,
Lecz ją już więcej – ją – o! moją świętą,
Co mnie jak gwiazda strzegła – niezastałem!...
Kiedym ją żegnał, gdy na koń siadałem,
Wyszła na basztę i ręką żegnała,
Za nami łzawą chustą powiewała,

  1. Przypis własny Wikiźródeł Mieczysława - Mieszko Bolesławowic, - patrz artykuł w Wikipedii.