Strona:PL Ernest Buława - Poezye studenta tom III.djvu/208

Ta strona została przepisana.

I kiedy księżyc wsunął się za skały –
Oczom mym lirnik w falach niknął biały!...
I zniknął płynąc!... o! gdzieś ty zapłynął,
Lirniku biały, coś po lirę skinął –
O! czy twój upiór u wrót mego ludu
Łkając wędruje i szepcze pieśń cudu,
Czy ciska ziarna skier, co noc pochłania,
Czy grobom śpiewa pieśni zmartwychwstania ...
O! mój gołębi lirniku z lireńką –
Żyjesz ty wiecznie w ludzie z twą piosenką,
I mego miecza blask w świetlane cudy
Przez pieśń twą tylko pójdzie między ludy!...
Więc cisza tobie!... a kiedyś Wisława
Pieśnią powstanie – piękniejszą niż sława…
A teraz żegnam cię ja król pokutny,
Z rozdartą piersią – ja niemy – tak smutny!...

. . . . . . w nieskończoność biegłem –
Z ciałem dziecięcia – co mi się łamało,
Co tak anielsko ku mnie się tu śmiało
W Wisławy uśmiech – że łzy wywołało
O! jak wilk wściekły nic już niepostrzegłem
Ni niesłyszałem! przez – bagna – przez lasy,
Przez dzikie kraje – lasem w cudzą ziemię!...
Wśród lasu, pustyń i bagien – na górze
Stał stary klasztor mnichów, co w kapturze
Pędzili lata pustelne wśród lasu,
Pośród modlitwy, postu – i niewczasu –
Gdym się tam zawlókł – u bramy klasztornej
Pukam…
I błagam u mnichów litości,
By pogrzebali synka mego kości,
Co się już psuły... w śmiertelnej nagości...
A pójdę dalej – w świat czarny, potworny…
Staruszka ślepa - o! i bardzo stara,
Jako zbudzona Piotrowina mara
Stała u fórty, i drżąca pytała
Skąd ja wygnaniec idę?...