Strona:PL Ernest Buława - Poezye studenta tom III.djvu/245

Ta strona została przepisana.

Tych naśladowców co po wielkiej myśli,
Olbrzymów, ducha przeżuwać tu przyszli
I smutno mi się nad niemi zrobiło – !...
A burza z nową coraz wstaje siłą –
I pociemniały – zatrzęsły się drzewa,
Huczy grom w skałach – i Boreasz śpiewa,
A Antalcydas – wspólnie z Eschinesem
Wleźli do nory w wypruchniałym dębie,
Jako jaszczurki trwożne, ząb po zębie
Kłapał im zdrajców trwogą – i skurczeni
Pozielenieli – a z Demostenesem
Szli męże Grecyi, co stali do końca –
Patrząc w pioruny – jako orły w słońca –
I ryknął piorun – strzaskał dębu łono,
W którym się zdrajcy skryli, i dym czarny
Brudno się rozwiał – jako słup ofiarny
Co wicher w przestrzeń rozgonił zmarnioną!...
Ezop się zaśmiał do Diogenesa,
Na tę piorunu zemstę...
                                           Sofoklesa
Postać wspaniała błysła nadpędzona
Wichrem, co miała coś Szyllerowego
W spójrzeniu jasnem – coś mglisto smętnego!...
I piękny przy niej cień Euripidesa –
I razem poszli w dal – gdzie piorun kona
Lecz myśl nie kona, żyjąc w pokoleniach
Jak echo wieków – w ludzkości przestrzeniach! –
Jak jasna chmura co w swem łonie gromy
Wlecze i dźwiga, by je cisnąć ziemi,
Szedł cień Aischyla z oczy natchnionemi,
Z kąd geniusz wieków wyglądał widomy –
Oczy gorzały jak Tartaru brama
Geniuszem – większym nawet – od Wiliama!
On rzeki: szczęśliwy wieszcz co na początku
Kamieniem w piersi został ugodzony,
Bo on jak Feniks po wiosen dziesiątku
Z popiołu czasów wstanie odrodzony –