Strona:PL Ernest Buława - Poezye studenta tom III.djvu/260

Ta strona została przepisana.

A czasem w słońcu schwyciła motyla –
Długo patrzyła w niego i dumała
Z wszystkiemi kwiaty go porównywała –
Totem rzucała w błękit, i w wolności
Kiedy żeglował – jej zadumy chwila
Bywała smętna ... jego wesołości
I skrzydeł zazdrościła w swej smętności
Ptakom – i chciała lecieć – ku przyszłości !...
Tutaj na ojca łonie śniła błogo,
Tu mistrz Terpander pierwszych uczył pieśni
A gdy śpiewała, milkli ptacy leśni...
Najpierw do tańcu tutaj lotną nogą
Szła jak jaskółka, najchętniej, najwcześniej...
Wśród przyjaciółek wesołego koła
Safo nad inne piękna i wesoła
Czy cytrą swoją w ich pieśniach przodkuje
Czy wije wieńce, i z piosnką tańcuje,
Ale nad wszystkie miła jej i droga
Myrtis, dziewczyna cicha, modrooka,
Dziecię rybaka, biedna i uboga
Jej dusza czuła, sieroca – głęboka...
Młody Leander, brat pięknej Safony,
Dał jej dziś nową cytrę swego dłuta,
On był rzeźbiarzem – (na Lezbos wsławiony) –
A cytra była ozdobnie wykuta
Na słoniowej kości w piękne winne grona
Co w trzy gałęzie wygięły się bujnie,
Na niej stron siedmiu nitka wytężona
Drżała – by z pieśnią splatać się podwójnie –
Safo jak dziecię tym darem szczęśliwa
Do matki starej pobiegła z radością,
Dziś towarzyszki swe zwoła szczęśliwa
I cytry pysznić będzie się pięknością –
Na nią skrzyneczka, cedrowa, drążona.
Kryła ją w ciszy co cichego łona.
Już kołowrotek Safony na boku
Porzucon stoi, ona cytrę ima,
Iskra natchnienia zabłysła jej w oku,