Strona:PL Ernest Buława - Poezye studenta tom III.djvu/268

Ta strona została przepisana.

Jak orzeł w słońce, gdy w chmurach przepada –
Patrzył jak w bóstwo swoje, w jasnej bieli...
Nim chwila przeszła – już się rozumieli!...
I Safo matce szeptnęła: o matko!...
Już mi w serdecznym szale być waryatką –
Czemuś ty ślepa! ach on piękny taki...
Jak Foebus ... jako słońce nad gwiazd szlaki ...
On mi się śnił dziś, szepcze przyjaciółce,
Ten sam !... to oko – i to jasne czoło...
Nos orli!... uśmiech – płaczący wesoło!...
Śnił się ... gdy klęłam nad oknem jaskółce,
Co mnie zbudziła!... to on! on! o Bogi
Pocoście jego zanieśli w te progi...
O straszne Bogi!... nie! nie!... dobre Bogi!...
A on się mienił podróżnym i skłonił
I o gościnność kilką słowy prosił –
Safo spłonęła – i on się zapłonił,
Matka odrzekła, gdy swą prośbę głosił,
Ktokolwiek jesteś –
                                   Wstąp tu, gościu miły,
Wejdź pozdrowiony do domu naszego,
Spocznij tu!...
                         Safo! pokwap się co siły,
Bież wydój krowy – i czaszę dla niego!...
Młodzieniec głośno dziękował ze łzami,
Snąć ponuremi bawił się myślami,
A gdy go Safo spytała, dla czego
Smutny?... ujrzawszy cytrę, porwał w dłonie,
Do ust przytulił jak swe dziecię witał,
Zatargał w strónach jak sęp i zazgrzytał
I rzekł: co wężów lęgnie się w tem łonie,
Co wzrok twój boski z oczu niedoczytał,
Wzrok także smutny, i przeczuwający...
Powiem –
                   I stanął na chwilę milczący –
A potem spojrzał raz w Safony oczy
Patrzył w ni[e] niemo –
                                          Aż zatargał struny,