Strona:PL Ernest Buława - Poezye studenta tom III.djvu/286

Ta strona została przepisana.

A niedaleko milczącej Safony,
Co o kolumnę śnieżną powaloną,
Po której szumiał Styks falą spienioną,
Czoło oparte miała ... z drugiej strony
Co wystawała z wód ... i ludzi łonu
Zdała się mówić łzą: Jam z Partenonu!...
Tam pasł się Pegaz ponad Styksu falą
Oczy się jego jak dwa węgle palą –
I Safo lutnię mą w akkord szarpnęła
A on się zerwał – stanął przy nas bliżej,
I kwiat kąwalij co z mej dłoni wzięła,
Co był z nad Tyśmienicy łąk zielonych,
Powąchać dała mu – – on głowę wyżej
Wzniósł – zdał się wietrzyć dal – sfer oddalonych –
« Po woni kwiatka, po dźwięku lutni
« Zaleć w krainę tę – i wróć gdzie smutni! »
Uderzył złotem skrzydłem – że wzleciały
Iskry ... i fale powietrza zagrały
Od piór słonecznych, co się kołysały...
Żegnajcie! dzikim, żalu pełnym głosem
Krzyknąłem, w sobie rozdarty we dwoje,
Żegnajcie duchy!... ja lecę z Erosem
Pieśni wam wiary dochowają moje!...
Jeszcze was zbudzę lutni lotnym głosem! –
A wy o smutne Muzy! wy sieroty
Hellady Boskiej ... o! na serca bliznę,
Przy[j]dźcie do Polski, znajdziecie ojczyznę!...
I ledwie miałem chwilę, by rumaka
Doskoczyć, co już wzlatał lotem ptaka –
Chyżo nad poziom wzniósł się – coraz chyżej
I wyżej ... coraz wzlatał – wyżej ... wyżej …
Niknęły światy cudne – pieśń dzwoniące,
Pieśniami serce moje żegnające,
Żem się obejrzał jeszcze za Helladą
I w dłonie moje – ukryłem twarz bladą...
I leciał rumak ... a na pół granicy,
Gdzie Styks się kończył, kaskadą spadając,
W pośród cyprysów patrzących w głąb fali,