Załamał dłonie i krzyknął – o! biada!
Toć kwiatek w polu marnie nie przepada!
Żebrać? o nie! nie! przebóg dyć ja młody,
Dyć ja za hardy, bym wyciągał rękę,
Wolałbym zdychać psem – a mej swobody
Nie oddać ludziom... i wściekłą paszczekę
Łatwiejbym w własnem ciele mem zakrwawił
Niż błagał ludzi o chleb co by zbawił
Duszyczki mojej ptaszęcą swobodę!
O nie! na tę wodę
Co w Wisły świętem toczy się korycie
Wolałbym tonąć, jako Wanda skrycie –
Niechby dzwon po mnie utopionych dzwonił,
Niżbym się hańbie własnej nie obronił –
I zaciął wargi – bo mu dogryzali
Inni, bo jedno chłopię pasło trzody,
Tam ten był włóczkiem – i wesół bo młody –
I szydził nie raz, w swej kobiałce, z chlebem,
Z bialem odzieniem – śmiali się z chłopięcia,
Co głodne rosło w łachmanach –pod niebem
Nie pogłaskane, z sieroctwem szczenięcia
Samo – jak ptaszę – co z matki objęcia
Wypadłszy z gniazda skrzydełek niemając,
Z krzykiem rozdartym tłucze pierś konając –
Tak raz się budząc słaby – spojrzał w nieba
A głód wnętrzności szarpnął mu dziecinne,
Bo już od wczoraj nie miał w ustach chleba,
Lecz wziął spokojny skrzypeczki niewinne
I poszedł milcząc na wzgórze zielone
Kedy mogiły murem otoczone –
Znacie wy cichy – ten czarny kościołek
Co nad Krakowem na wzgórzu bieleje –
On wśród krakowskich kościołków jak fiołek
Wśród bujnych kwiatów – z wieżycy swej leje
Dźwięk srebrny, cichy, co płynie do duszy,
Tak że i piersi skamieniałe skruszy,
O Salwatora dzwonku coś łzy ronił
Po rosie, dźwięki . . . jakeś ty mi dzwonił –
Strona:PL Ernest Buława - Poezye studenta tom III.djvu/29
Ta strona została skorygowana.