Strona:PL Ernest Buława - Poezye studenta tom III.djvu/295

Ta strona została przepisana.
MITRYDAT.

(Przypadając niemy nad ciałem Fataliona, leży przy nim jak martwy – całuje

nogi jego – podnosi i upuszcza ciało. )

Ha! On mnie kochał … dniu boski!

(Po chwili.)

                                                             Fatalio!...
Starzec zdziecinniał? ... popatrz w koło siebie –
O! teraz jeszcze – dźwignij moja głowo
Wszech klątw i jadów ciężar piorunowy
Ha! skąd te głosy – te wycia – te śmiechy –
To duchy zemsty wzywają mnie głośno –
Przeklęty pierścień – zgryzę Cię i ciskam,
Idź precz ode mnie! – niemam miecza nawet,
By przeciąć życie!... ohydny dar Bogów –
O biada?... ha – tam urwisko tej skały,
Tam orły tylko siadają królewskie –
(Wychodzi na szczyt.)
Tak – ! tu tak wolno! a tam – wschodzi słońce!
To Pontu niwy – rozległe – zielone –
Po raz ostatni widzę was – o ziemio!
Ziemio ty moja! żegnaj mi na wieki
Odtąd w niewoli podłych skajdaniona
Skonam za chwilę – a gdy mnie niestanie –
Mitrydat – Pantem – a Pont to Mitrydat –
I w tem nieszczęście twoje choć ma chwała –
Gdy skonam – kto Cię bronić będzie – ? konać
Za Ciebie kto z chwałą?... Poncie!
                                                            Niema Pontu!...
Oto na polach kwiat twego rycerstwa,
Śpi snem żelaznym – a reszta w niewoli
Teraz za wozem stąpa tryumfalnym
Wśród zbiegowiska Romy…
                                                  Ha! ha! Roma!...
O pęknij ziemio! Czarno mej źrenicy!...
Wąż zgryzot piersi moje opierścienił –
O – tam tak czarno w tej dzikiej otchłani,
Ale tu czarniej – czarniej o na Bogów!
Lecz zanim skonam – przeklinam Cię Romo!