W głąb Oceanu skalistą bryłą
Cichą się nitką źródło sączyło,
Czego chcesz płaczko ty nieznacząca
Zaryczy otchłań hardo szumiąca?...
Ja jestem burzą i przerażeniem,
Mych granic niebo strzeże sklepieniem,
Cóż po maluczkiej tobie, mnie, morzu,
Com jest ogromem w światów przestworzu?...
Gorzkiej otchłani rzekł strómień łzawy,
Ja ci przynoszę bez szumu, sławy –
To czego niemasz głębio przemożna:
Kropelkę wody, którą pić można!...
Nad jasną księgą ruchomych przestworów
Siedział on gołąb w myślach pochylony
Głuchy na bure piekła rozhoworów
Zwisł u szczytu skrzydły uniesiony...
Niekiedy tylko z nad księgi wzniósł oko
W błękit niebiosów, jak gołąb u zdroju,
Co się napije i głową wysoko
Ku górze rzuci, nim wzleci w pokoju...
Spokojnem okiem na te sprawy świata
Poglądał wieszczą, otoczon światłością,
Skowyt szatanów, choć ucha dolata,
Już go zwątpienia nieporwie wściekłością.
Nie jest on starcem, ni dziecięciem wieku,
Jako kłos pełny czołem pochylny,
A jak cedr silny, cierpieniem wzniesiony
Nad wszystkie burze u wieczności ścieku…