Serce jego gliniana
Skarbonka to na grosze,
Życie, boleść co rana
Rzucają tam rozkosze!...
Gdy pękło dopełnione
Grosze się uwolnione
Potoczyły po świecie!...
Jedna tam perła była,
I kilka korali,
Resztę skryła mogiła
I rolnicy rozsiali
Anioł rosą po ziołach,
I burza po żywiołach
W wiosennych skwarów lecie!...
O pieśni moje! Jak łabędzi wianek
Na wielkie świata puszczam was jezioro,
Lecz płyńcie w własny szlak! jeźli poranek
Mglisty wam słońce ukaże nieskoro!...
O pieśni moje wy dzikie sokoły!
Wylęgłe w skał odludnych dzikich szczytach ,
Puszczam wam wolny lot po tych błękitach –
Tam w górze milczą ludzkości anioły –
Lecz jeźli szatan by wam promień słońca
Zaćmił i głosy od ziemi piołunów
Rzekł, że tu bajką tęcza...
To piorunów
Deszczem wam płynąć do końca!
Do końca!...
I jak podwodne rośnijcie rośliny,
O których nie wie nikt prócz Boga, ziemi,
I słońca!... ale jeźli nad sennemi
Falami się cichemi godziny
Kołysać, to nie tylko by kwiat błysnął
Na piorunowej łodydze wietrznemi