A szeregi komnat — sal groby milczące
Są jak pieczary duchów ich jękiem jęczące —
Tu żyje nietoperzy pokolenie młode —
W ich wieńcu rozplecionym przedrzeźnia swobodę!
I wzdycha jako kamień na wielkiej dno studni
Lecąc — w głębinach otchłani ledwie już zaludni!…
W tych salach stary puchacz mieszka posiwiały,
Którego młode sowy karmią przez rok cały —
Dziko on pokutuje — kiedy o północy
Z kaplicy się zaśmieje — błysk oka potoczy,
Wstaje Polonez duchów z wrzawą, wspaniałością
Wśród muzyki — aż niknie z piorunu jasnością —
Już słońce złotą głowę chyli w nocy cienie,
Raz ostatni po ziemi toczy swe spojrzenie,
A księżyc twarz płomienną wysunął z za góry,
I rozlał złote światło w gruzów kształt ponury —
O! biada tobie zamku, co konasz przez wieki
A skonać nie potrafisz, bo twój dzień daleki!
Mur twój czasu dłoń zimna podarła na szmaty,
Tam Kmitówka we włoskie stroiła się kwiaty:
W obrazy i zwierciadła przedmieście pokoi,
Tam — gdzieś w dali kapela instrumenta stroi,
Ha!… w rozdźwięk Poloneza grzmi świetlana sala,
Sto par tłumnie za sobą, z gwarem się przewala.
Grzmią trąby — suną pary — skrawe — wiotkie — wieszcze,
To Polonez!… że duszę przebiegają dreszcze!…