Bo dumnie wzniosła głowę — że z czoła korona
Błysła — nad wszystkie głowy jasna, wyniesiona,
A za niemi Radziwiłł, poważnie stąpając —
Wiódł Elżbietę królowę — za rękę trzymając —
A za nim Katarzynę młodziutką, wesołą,
Wiódł Firlej górą niosąc spanoszone czoło…
Splata się rozpleciona wstęgą plączoną,
Jak po unii Lubelskiej znów Litwa z koroną!…
Coraz huczniej brzmią trąby, w światłości zwierciadeł
Dwoi się szereg długi bezkońcem widziadeł…
Po kobiercach się sunie sto par jednym szlakiem,
Kmita je węża Sforciów prowadzi zygzakiem,
Ale królowę Matkę odbił Jan z Tarnowa,
Niechętnie dumną rękę dała mu królowa,
I rzekła: Waszmość zda się przyjacielem Kmicie!
Myślałem, że pierw słońce stanie na błękicie!
O! jakoż nie wybaczyć, odrzeknie Jan z wiarą,
Kiedy w przyjaźni Bona króluje z Barbarą!
Tak — króluje!… odpowie z żółkiem licem bona,
A w tem ja odbił Firlej — i poszła skwaszona…
Lecz miotła na Jana wzrok tak ognisty,
Jak wąż, co w diademie jej błyskał gwiaździsty…
A obok po komnatach tam zamorskie Pany,
Puchary krążą w koło, dymią roztruchany,
W dali na taniec Nuncyusz patrzy z Maciejowskim,
Górnicki peroruje głośno z Orzechowskim,