Strona:PL Ernest Buława - Poezye studenta tom III.djvu/343

Ta strona została przepisana.

Śpij w kolebeczce, śpij dziecino moja!
Aniołki ciebie upieszczą przez wieki,
A osiemnasta cicha wiosna twoja
Przed zimą tobie zamknęła powieki!...
Przyjdź po mnie wkrótce !... daj rączkę do nieba,
Bo mnie tam Ciebie moja wnuko trzeba!...
Ja niemam wnuczki!...
I już ciche łkanie,
Ostatnie ciche już pocałowanie,
Jak zima wiośnie złożyła na czole
I wywiedziono ją — i cisza w kole...
Tylko od czasu do czasu klęczący
Mnich bury psalmy śpiewa cichym głosem —
I znów umilka a blask świateł drżący
Bije na trumnę — i płaczą gromnice
Łzami białemi, jak zaklęte losem
Dusze co płoną — aż spłoną dziewicze!...
I weszła matka —
Uklękła z boleści —
Milczała — chwilę — bo niemiała słowa
Na głos co w piersi matczynej się mieści,
Co ją rozsadza bolów wulkanami
I przed oczyma sieje piekła skrami...
Tylko na piersi jak głaz zwisła głowa!
Bezłzawe oczy zapadłe się szkliły —
Wy matki, coście tu dzieci traciły
Wiecie, jakie gwiazdy czarne
Przed jej okiem zagwieździły,
Gdy pieszczoty w wspomnienia rozwiały się marne!
Kiedy na serce bok zwali swe kamienie
A dusza już przeżyje — wszystko co kochała
Wtedy jak Furja dla jej męki pozostała
Katem się staje — wspomnienie!
Lecz choć wężem roztacza młodości poranki
Chwytamy go — jak obraz straconej kochanki!...
I jak upiór krew z serca ssie i mózg wyżera,
Ale daje łzy ciche — które śmierć obciera! —