Uszedł, a w trumnie, w fałdach jej sukieńki
Na wieczność łzy te młode pozostały —
Ona się niemi w grobach bez jutrzeńki
Przez całą wieczność będzie pieścić błogo...
One jak perły konchy będą drżały
Tam niewidziane wieki — od nikogo...
Kiedyś kochanka mirtowego czoła
Pokaże łzy te na sukience białej,
I przebudzona pierwszy wzrok anioła
Na twarz młodzieńca rzuci cień jej biały...
Ludzie swą pierwszą miłość tu wiosenną,
Dziecię zórz — tęczą aureol płomienną —
Treść najpiękniejszą siebie co tu czują —
Swą pierwszą miłość z wiosną zagrzebują,
Kwiatami grób jej świeży obsypują
I na nim drzewa wspomnień sadzą radzi,
Na ich gałęziach potem zżółkłe wianki
Wieszają — aż ich śmierć na grób sprowadzi
Czuję — że z życiem umarł cień kochanki!...
I w życiu potem z bydlęcym uśmiechem
To czucie Laur zwą — z szyderstwa echem —
A czasem z śmiechem — ale z łzą ukrytą
Którą ich dusza na nowo obmytą...
Lecz oto ozwał się już dzwon ponury —
Głos ten śpiżowy jęczy głucho, smutno,
Smutniej jak czarne te — ściga chmury
Harmonią dźwięków dziką i pokutną...
On jest jak wieczne serce pustelnika,
Co sam w swe głębie myślą własną wnika —
Ty śnisz tok cicho — nad sobą.
Kwiaty zazdroszczą twojej ciszy tobie
Gromnice w koło — światłami rozmdlone
Nad tobą kapią łzami w swej żałobie...
Śnij, śnij, dziewczyno! aż wieków różaniec
Cały przez rękę przesunie się Boga,
Spadną paciorki u wieczności proga
Strona:PL Ernest Buława - Poezye studenta tom III.djvu/346
Ta strona została przepisana.