Tyś jest jak widmo konającej wiosny,
W upałach lata niknącej swą rosą...
Jak łódka płynie trumna w tłumu fali
Płynie we wieczność ... i ginie w oddali...
Och! Więc idź z wiosną cicha — zamyślona
I nie znaj zimy — bądź zdrowa!... bądź zdrowa!...
Ja za orszakiem niepójdę ... uśpiona!
Nie płaczę z niemi — i nie rzeknę słowa —
Ale niedługo na grób twój zielony
Przybiegnę marzyć … poznasz mnie dziewczyno
Śmiać się już będzie — ten chór rozjęczony —
Ja będę milczał — jak dziś. Leć ptaszyno!
Leć, leć skrzydlata w ogród odzyskany —
A śpiewem twoim pozdrów tam ode mnie
Tych, co stargali te rdzawe kajdany,
A których obraz śni mi się bezsennie!...
«Skamandros! Rzeko ojczysta... O! jak mile niegdyś nad brzegiem twoim igrałem w dzieciństwie. — O! ja nędzna —! teraz nad Kokytu i Acheronu brzegi zabrzmi wkrótce ostatnia pieśń moja...»
Nadzieje i pamiątki z tobą tylko miałem...
Wisło!... gdzież ranki ciche, rzewne, mgławe,
Które na brzegu twoim przedumałem,
Gdzie są te pieśni młodej duszy łzawe,
Co w fal podźwiękach najpierw kołysałem!