Strona:PL Ernest Buława - Poezye studenta tom III.djvu/351

Ta strona została przepisana.

Wy stare lipy! macierzyńskie święte
Smutkiem rozbioru wzrosłe i rozpięte,
I ty o dzwonie pęknięty, jak stróna
Co pękła w dziejów gromowym szeregu
Wśród piersi ludu — jako głos pioruna
Ochrypniętego ach! i bezserdeczna!
Pęknięto bolem ludu — jak lud wieczna!...
Tam dzwon na Tyńcu rozhowor wieczorny
Poczynał — z Bielan dzwon odrzekał rdzawo —
Aż ze Zwierzyńca baszt odbrzmiało łzawo
I dzwon Wawelu — w głos chrobry nieszporny
Rzucił na fale echem rozmodlonem
I skonał Skałki umierając dzwonem!...
A wtedy gwiazdy zadrżały w wód fali
W błękitach Wawel mglił się otulony —
I Zwierzyniecki klasztor coraz dalej
Niknął, gdym łódką sunął rozpędzony —
I już ostatni dzwonek Salwatora
U stóp Mogiły Kościuszki się tulił —
I Sikorniki szumiały z wieczora
A się perełką od góry rozczulił
Dzwonek po rosie świętej Bronisławy
I jak perełka — z rosą drżał tam łzawy,
Na kwiatach polnych i duszach niewinnych
Aż go piórkami aniołów dziecinnych —
Stróżów aniołów w niebo skrzydła niosły
A po nim kwiaty — i dusze tu rosły!...
O! każden z dzwonów twoich grodzie stary!...
Dzwoni mi serca w piersi akkordami —
I każden chwilę niesie wspomnieniami!...
I każden listek wy drzewa mi drogie!...
Coście nade mną jak sławy sztandary
Szumiały echem przeszłości w dni błogie!...
O! każden liść wasz brzęczący — złocony
Złotem księżyca — słyszę — — rozrzewniony!
Gdy dzwon pęknięty o Zwierzyńca skały
Rozbił swój dziki głos ... to pod lipami —
Piersią do ziemi padałem — piersiami