Bom się niezaparł marzeń mej młodości,
Jak Piotr Chrystusa, i dostoję wiernie —
Do końca!... jeźli jest koniec w wieczności
Wśród węży, z niemym uśmiechem — pancernie!...
I mą miłością przyprawię im skrzydła,
Że się zamienią w dusze miłujące —
Bo złość je tylko zmieniła w straszydła,
Przeto nie kąsa tu — co kąsające...
Czucia me jasne jak gwiazdy błękitu
Rozmiłowane w harmoniach bez końca!
Kochanki światła tylko — a nie szczytu —
I jednej twarzy jasnej nad słońc słońca...
Prawdy! miłością mądrej! pełnej Boga!...
Zmartwychwstającej z między dwóch mórz proga —
Wyprężającej w przestrzeniach ramiona —
W bez sercowego pierś bijącej dzwona —
Młotem — Samsona!...
Wyciągnę szyję — jako żóraw senny,
Popłynę za nią w świat — — co bezimienny...
Za niebem tęsknił i oczu błękity
Nieraz unosił w gwiazdolite szczyty —
Nieraz on we łzach i cierniach pokuty
Załamał ręce łańcuch ciała skuty —
Lecz woli Pana uległy i cichy
Znów był spokojny i ukochał ludzi,
Całą przepaścią przedzielon od pychy
Płakał nad ludźmi — kiedy duch się strudzi —
Lecz ludzie piersi te śnieżne natchnieniem
Skrwawili swoich pocisków kamieniem,
I skrzydła jego nieśmietelne lotem
I srebrnopióre — obrzucili błotem...