Raz pożeglował i nie wrócił więcej,
A zanim źródło w tęsknicy dziecięcej
Wyschło — po głazach wszystkie łzy spłakało…
Że prócz skał martwych nic już nie zostało!…
Próżno w niem gwiazdy przezierały czoło,
Próżno grał słońca w niem promień wesoło,
Źródło za swoją tęskniło ptaszyną,
Schło, schło, aż wyschło miedzy skał szczeliną
I było,
I jak dół w piersiach — gdzie niegdyś —
Wielkie serce biło!…
W śnie moim byłem wśród panieńskich skał —[1]
Na nich odwiecznym szumem bór się chwiał —
I uwieńczone były lasy, w chmury,
Jak narzeczone dziewicze natury...
Jak panny młode, które skamieniały,
Co oblubieńca od wieków czekają,
I za nim oczy dawno wypłakały,
A w sercach nic już prócz źródeł nie mają...
Lecz skroń gajami swą pozaplatały,
I szumem borów z szklanych fal podźwięki
Zlanym, co mocą tak żałośnie grają
Tam — na krawędzi stromej dzikiej skały,
Kędy się tylko orły kołysały,
Nad przepaścią kwitła róża,
Pochylona sama jedna
Taka tęskna — taka biedna,
- ↑ Panieńskie skały — wąwóz pod Krakowem koło Bielan.