Jej uśmiech tak uroczy jak wiosenne zorze,
Cudne jakąś boleścią spojrzenie sokole...
Jej duszo młoda czystsza niż ta róża biała,
Której listki ze smutnym uśmiechem obrywa,
Alabaster jej czoła dziwnym ogniem pała,
Nitka niebieskich żyłek bladą skroń opływa —
Gdzieś daleko jej myśli odbiegły dziecinne,
Starzec się zbudził — lica jej już były inne...
Dźwiękami poloneza grzmi świetlana sala —
Długim wieńcem się wiją pary kołujące,
Starce, matrony, dziewie postacie śmiejące,
Tłum młodzi, suną, płyną, jak wezbrana fala —
O! jakież żywe wieńca tego, barwy, kwiaty —
Białe wąsy, i bielsze drżą łona z warkoczy,
Kwiaty w rosie brylantów, w barwach tęczy szaty,
A wśród nich nad brylanty gwieżdżą dziewic oczy —
Siwy starzec rej wiedzie —
Klasnął w dłoń!... a koła
W dwie długie się gerlandy rozplotły u czoła...
W orszaku niewiast w bieli przesuwa dziewica,
Jak cichy anioł śmierci z tęsknotą u czoła,
Na jej skroni z róż wieniec, lecz jej lica
Bardziej smętne — anielskie bardziej od anioła...
Dłoń jej ujął młodzieniec, idą — śród par wiela —
Wzrok jego dziki tonie w jej omglonem oku.
On polonez szkieletów w ludzi czyta wzroku...
Spójrzeli raz na siebie — śród tłumu wesela
Raz pierwszy i ostatni — to za wieki całe!...
On znikł — a ona dłoniach targa róże białe...
Wieczór — cisza wiosenna, niebo drży gwiazdami
Gdzieś w dali hymn słowiczy kona w kwiatów woni,
Ten sam modrzew otoczon białemi rożami,
Dzwon wieczorny rozbrzmiewa swe jęki po błoni...
To samo dziewczę u stóp modrzewia starego,