Stoi ta góra, co dźwignęła mury
Nad wszystkie piękna wyniosła i harda
Jak nad przekleństwa milcząca pogarda,
Góra świętego Bernarda!
Wśród mroku nocy blaskiem ją promieni
Swych oprządł księżyc sunący się w chmurze,
Ona w klasztornym cieniu jak w kapturze
Czarnym mnich biały – co całej ludzkości
Kazanie prawi – o wiekach przyszłości
Wskazując światy w dole – burz przestrzeni! –
A w koło nagie szczyty jak zbudzeni
Z grobów słuchają – przy lampie księżyca,
Co nie zmarznięty wodospad oświeca –
Chwilę – na skał najwyższej piramidzie
Wsparł blade czoło – i znów dalej idzie
Patrząc na klasztor – zasępia się w chmurze
I zda się wołać przeciw niemu burze –
W kościele ciemno – a w [1] nocnej przestrzeni
Czuwają mnichy śpiewający w chórze
Za sobą wlokąc długie płaszcze – cieni –
U czarnych sklepień tylko zawieszona
Bladawa lampa smolny blask w świątyni
Ciska – ciemność i rozpychając łona
Jak myśl prorocza co nad cieniów kraje
Zapędem naprzód – chaosy rozczyni,
A kiedy ona zgaśnie – słońce wstaje!
Po nad mnichami wielki krzyż w ołtarzu –
Północ w odległym bije korytarzu –
Noc ciemnej jutrzni ma się ku schyłkowi
Dwunastu mnichów nuci hymn żałosny
Umilkły dzwonki, by zabrzmieć w radosny
Dzień zmartwychwstania! I starcy wiekowi
Stojąc w dwa rzędy w ponurej ciemnicy
Ludu mój !. głosy wtórują drżącemi
A ciemne szczyty grobowej kaplicy
Głosem i światłem drżą konającemi –
I strzelający przez okien arkady
Rozświeca mnichów twarze promień blady –
- ↑ W druku w tym wersie powtórzenie litery „w”: „W kościele ciemno – a w w nocnej przestrzeni”.