Z chmurą włosów i orlem okiem co odtwarza
Swobodę młodej duszy, dziką jak te góry...[1]
W szałasie stary Baca[2] gajduje,[3] króluje,
A juchasy śpiewają, skaczą i słuchają.
W koło Bace wieczorem przy ogniu siadają,
A pieśniom ich zdrój dziki trzód dzwonek wtóruje —
«Tak pędzi dobry Jezus swe trzódki do nieba!»
Śpiewa młode pachole, z swobodą na czole
I gna przed sobą owce, bo skał jemu trzeba!...
Im gdy smutny fujarki swej głosem wypłacze
Duszę!... a kiedy wesół, to po wirchach skacze,
Kędy drży dzika koza — i sam orzeł kracze!...
Patrzcie! płonie ognisko... Juchasy do koła
Siedzą, leżą i ostrzą kosy, w koło skały...
A przy nich drzymie duży pies jak mleko biały...
Przechodzi górska burza, jaśnieją skał czoła,
Tam już szumią potoki wezbrane przez hole [4]
Oj! tak z gór pędzi Juchas, ptaszę nieuczone
Bez nich uśnie, jak wody rybki pozbawione —
Wolę go — jak czarowne Indyjskie pacholę...
I patrząc na tę garstkę przy bratniej wieczerzy,
Zdało mi się, że widzę Betleem pasterzy —
Którym anioł zwiastował, że już słowo ciałem!...
O! i wam kiedyś może ludu mój ubogi
Błyśnie anioł zwiastować skrzydłem swojem białem,
Że wyostrzył pioruny Pan na swoje drogi!...
W rozpędzie dzika koza na wodospad sadzi,
Gdy otchłań przeskakuje — tuż nad nią się waży