I stąd pięć stawów z których Siklawa się toczy,
I zbudzą się i wstaną — aż Siklawa spłynie!
A ten stawek najmniejszy — gdzie woda zczerniała
To najmłodsza siostra oczy wypłakała...
A nieraz kiedy burza zahuczy rozgłosów,
Toć wstają po północy cienie nad wodami
I w koło białe siostry targane wichrami
Po głębinach pląsają z piosenką żałośną...
I hen![1] na Morskiem oku wieńcem białe koło
Zwija się — w falach dziopy[2] śpiewają sokole,
A każda ma gwiazdeczkę na bieluchnem czole
A kosy ich wiatr niesie jak chmury nad czoło!...
I wtenczas strach Juchasom, bo ciężka godzina,
W głąb porwie gdy rozkocha Juhasa dziewczyna,
Dziad[3] tuli się do jamy, pod kamień gadzina...
Aż Mnich[4] ciśnie kamieniem co pada z wysoka!
Wtenczas w głąb zapadają, cichnie toń głęboka,
Wchodzi miesiąc... i cicho u morskiego oka…
Tu — czy wpadła natura chwilą w obłąkanie?
Oberwanych skał sterczą z obu stron krawędzie,
We mchy, zioła, i puchy porosłe łabędzie!
Środkiem Białka roztacza zdrój między otchłanie. —
Tu tłumem trzmielą sosny prastare, zgrzybiałe,
Inne nad pian grzywami leżą powalone,
Pnie strzaskane piorunem, rozdarte, stoczone,
Dalej ostre opoki — i ziół lasy całe...
Kto was tak rzucił głazy zwieszone po Sobie?...
Czy Kyklopy z gór pchnęły po nich srebrne piany?