Droga — jak droga życia ciężka!... naprzód!... praca
Lekka — gdy orzeł dumny głodny lot prowadzi!...
Już las świerków karleje kozodrzewu krzakiem,
Głuchnie szum wodospadów... jak modlitwy głosy,
Co z ziemi ulatują w błękitne niebiosy...
Coraz straszniej i trudniej!... trzeba być półptakiem...
Otchłań rozwarła wszędzie paszcze swej nicości
A do skał bioder stromych ścieżka przylepiona,
W lód rozmarłym, stopniałym śniegiem posrebrzona
W niej góral swą ciupagą rąbie ślad dla gości,
Gdy w ślad ten nogę wstawisz... wygrałeś pielgrzymie!
Jeźli nie... matka we łzach zawoła twe imię!...
Życie tu jak w dzień bitwy... ale dusza łanią!...
Tu skok nad otchłań!
Tu rąk górala jak długi
Trzymasz się wisząc w górze — spadasz — góral drugi
Porywa Cię w ramiona choć sam nad otchłanią!...
Jeszcze parę śmiertelnych tylko, naprzód, kroków,
Jeszcze w górę... przez białe łachmany obłoków
I będzie — szczyt Łomnicy!... śmiało!... chwyć się skały,
Oberwała się... dudni... przepaście zaśmiały
Się dziko!... to nic — naprzód!... tu mchy zliszajały,
Na nagich bryłach siedzą we słońcu pająki,
Nad przepaściami wiszą w pajęczyn obsłonki...
Chmury już popod nami!... patrz!... gniazdo orlicy
Z głodnemi pisklętami — a tu — szczyt Łomnicy!
Modlić się tobie pieśnią, wyciągać ramiona,
Z tych szczytów do gniazd twoich i twoich niebiosów,
Czy pierś strzaskać o skały i anielskich głosów
Słuchać, gdy kona pierś zwątpieniem zszataniona?...