Z takiego szczytu runął szatan... w skały grzmiące —
Tu Polska — ! a tam Węgry! rozłożone leżą
Szeroko — miłościwie — lasami — rzekami —
Lecz błękitem się chmury jak orlice gonią...
Schodźmy!... bo idzie burza!... już grzmi popod nami!
Pozdrawiam Cię naturo wolnem ducha tchnieniem
Za chwile, które dałaś samotnej podróży,
Miłuję Cię w twej ciszy — a kocham w twej burzy
Ducha i ciała źrenic ty będziesz wspomnieniem!...
Już trzysta stóp pode mną tam biją pioruny...
Nie widzę błysku — lecz grzmot — już mi głuszy struny...[1]
Śniło się co tu na urwisku skały,
Że spał — spał snem kamienia — wszystkie gwiazdy drżały,
Noc była — pełna grozy w harmonię ujętej
Jako śmiertelność wobec wieczności już świętej —
Noc głucha — pełna szału w drzemiącej naturze,
W której piorun śpi jeszcze w nadchodzącej chmurze...
I była wielka cisza królowa żywiołów,
W której spoczęły liście i skrzydła aniołów —
Chór drzew westchnie modlitwy szmerem — i spoczywa
Na mogile woń z kwiatu kielicha wypływa,
A dusza tęsknych ofiar wygnana kapłanka
Dalekich ideałów fatalna kochanka,
Jeżeli dzień wśród zgiełku przemilczy znużona,
Tej nocy pierś odsłoni — wyciągnie ramiona
Jak dwa tęskne, namiętne, drgające promienie,
Co lecą w nieskończoność przez czasu przestrzenie,
- ↑ Sonety te są odłamem poematu: Lica mej ziemi — mającym na celu opisać kraj nasz od morza do morza.