Strona:PL Ernest Buława - Poezye studenta tom III.djvu/46

Ta strona została skorygowana.

Gdzie wieczna cisza – nikt ze snu nie zbudził,
Nie słychać głosów, śmiechów, twarzy ludzi –
Jam się w grób zamknął ten niemy klasztorny,
By żyć ponuro jako dzwon nieszporny.
    Ale duch we mnie nie umarł – tęsknotą
Żre mnie i pali w grobach tu żywego,
    Z piersi do nieba jedną stróną złotą
Gra nieśmiertelność życia trującego!..
O! idź mój Barry – idź od moich powiek –
Nie znaj, jak patrzy zrozpaczony człowiek! –
Załamał ręce nad młodzieńczą głową,
Co mu skroń w skrzydła gorgonowe wieńczą –
Zaparł dech w piersiach – do krwi zagryzł wargi
I pod krzyż czarny swój runął bez skargi –
W tem do drzwi celi zapukano z cicha
A Jan się zerwał i ku drzwiom poskoczył,
Usta uśmiechu weselem otoczył
I we drzwi celi weszła postać mnicha.
Memento mori!.. zrzekł – i w cieniu siada
A Jana zmierzył od stóp a do głowy –
Amen – Jan męzkim głosem odpowiada,
Co drżał jak w grobach odgłos pień godowy –
To ojciec Gwalbert – spyta Jan zdziwiony
Czemuż tak późno raczył wejść w te progi?
Czemuż tak późno? pytam syna drogi
Czuwasz mi dotąd w myślach pogrążony?..
Na górze w celi, modlitwy kończący
Słyszałem głos twój co pieśń jakąś nucił?..
Głos twój młodzieńczy był smutny – był drżący
Że i mnie do łez wzruszył i zasmucił –
Że mi przypomniał mej młodości dzieje
I życia dawne – minione koleje –
Janie!. rzekł Gwalbert, w milczeniu powstając
I w młode oczy mnicha spoglądając,
Rok już upływa – jak z dalekiej drogi
Zakołatałeś do bramy ubogiej –
A za dni kilka masz przyjąć święcenia;
W dzień, który całe życie w chwili zmienia