Czoło wsparł o kratę
Twarzy się jego przelękła twarz blada –
Księżyca – niknąc w chmur żałobne smugi
Walczyłem z braćmi – walczyłem do końca,
Póki ostatni drżał nam promień słońca –
Szał boju mego – zbił ich szereg długi
Czemuż mi nie oddali – tej przysługi
Byłbym legł cicho – w ojców świętej ziemi
Śmiercią – co życiem byłaby z swojemi –
O biada! Biada!.. wśród rzezi i mordów
W płomieniach mieczów i błyskawic hordów
W akkordach spiżów co grzmiały nad łany
Nie było miecza – co by zgoił rany
Które dziś noszę – zbolały – wygnany!..
Czyż życie moje – jeszcze kiedy … Boże!.
Ziemi mej zdałoby się na co może..
Na długo ziemia ma nocą spętana
Próżnom myśl ptakiem posłał w tamte strony
Już nie zadzwonią – tamte! – tamte dzwony,
Kiedy wróg chwycił za zdobycz szponami
Uszedłem z kraju wespół z wygnańcami,
Założyć Polskę po za polska ziemią
I duchem rzucać ziarna co się plemią [1] –
Alem ich rzucił – bo wśród marnych swarów
I tęsknot niemych, bez skutecznych gwarów
Słabli w rozdziałach – bo stracili biedni
Błogosławieństwo to – co w dzień powszedni
Ziemia tam własna daje pod nogami
I marli żywi – choremi myślami!...
To najsmutniejsza dziejów naszych karta,
Ludzi co w mękach marli wygnańcami –
I nieczytelna – bo łzami zatarta!...
Lecz tam mój ojcze!.. zostało me życie
Tam!... drga szalone serca mego bicie,
Bom porzucając mą ziemię, zostawił –
Anioła – który dniom mym błogosławił –
- ↑ W druku „plemią” ale to może literówka od plenią.