I kilka sosen w błękicie, z pod śniegu
Szumiało niemo z nad urwiska brzegu!
A czarne kruki i sępy w lot dziki
Krążyły wkoło jak zdobycz wietrzące
Wznosząc radośnie wpół piekielne krzyki
Co przepadały w śniegach konające –
A serce Jana było napół śniące.
Napół miotane tajemniczą trwogą,
I coraz dzikszą naprzód idąc drogą
Sam za psa śladem – nie strachem strwożony
Zanucił piosnkę co mu wspominała
Dni jasne życia – jak wschód spromieniony
Pieśń tę mu Marja czasem śpiewywała:
Na wschód patrząc mym zwyczajem
Czego płacze to pacholę
Ono płacze za swym krajem
A tym krajem jest Podole!...
Na wschód patrząc mym zwyczajem
Czego płacze ta dziewczyna
Ona płacze za swym krajem ,
A tym krajem Ukraina!...
Na wschód patrząc mym zwyczajem
Czego łza po licu płynie,
Ona płynie za swym krajem
A tym krajem jest Wołynie!
Na wschód patrząc mym zwyczajem
Czego lud ten cały płacze,
Ach! On płacze za swym krajem
[1] Bo ci ludzie są tułacze!...
Tułacze! niesie po skalach konając
Alpejskie echo, a ptastwa wrzask głośny,
Zdał się powtarzać tułacze! wołając
Słowo okropne, w śmiech piekieł rozgłośny.
W tem stanął Barry – i zawył okrutnie
A na twarz Jana popatrzył tak smutnie,
- ↑ Piosnka ta dawniej po domach Polskich bywała śpiewana. –