Strona:PL Ernest Buława - Poezye studenta tom III.djvu/67

Ta strona została skorygowana.

Włok twój rzucony już na dno niedbale
A ty tak chyżo wiosłem prujesz fale?...
O jakaż dłonią zręczną włada siła,
Jakiż blask szału na twem licu wschodzi,
Włos twój się rozwiał na wichry w nieładzie
A w oku iskraż przeczucia zatliła?...
O! już, już, lądu przystań niedaleka,
O wiosłuj chyżo, bo słońce się kładzie,
A ląd choć blizki twej łodzi ucieka.

On złożył wiosło, łódź po falach sunie,
W dłoni ma perłę, której blask do słońca
Zwierciedli ogniem, tak jasno, bez końca
Jak blask płomyka w pożarowej łonie!...
O! to skarb z morskiej wydobyty toni,
Rybak ją ukrył, znów wiosłuje chyżej,
Perła ta ślepia bogaczy zapłoni
Blaskiem chciwości!...
Bliżej – coraz bliżej
Sunął się młody rybak ku lądowi –
Z daleka w słońcu minaretów szczyty
Lśnią złotym blaskiem – a młodzian w błękity
Spójrzawszy milcząc, klnął półksiężycowi
Co w nowiu zdał się czekać pełni jasnej,
Sterczący dumnie na murach haremu
Gabryel wstrząsnął się w głębiach duszy własnej,
Złorzecząc państwu tyrana krwawemu – –
W tem Muezinów ozwały się głosy
Wieczornych modlitw, hasło Muzułmanów,
Modlitwą pomsty za swej Grecyi losy
Gabryel stwórcę błagał z swojej łodzi…
O skon potęgi swej ziemi tyranów!...
Słońce w pian głębie coraz niżej schodzi,
Tylko blask krwawy rozlał się w lazurze
Ostatni goniec dnia, już gasnąc pała…
Słońce zagasło twarzą w złotej chmurze
A pierwsza gwiazda nad morzem zadrżała –