I zgrozo! winem starcu pijanemu
Przyszła myśl – Greka, posłać do Charemu!...
Czyż prorok skarał obłąkaniem Baszę
Za wychyloną w innych jagód czaszę?...
W cichym ogrodzie za murem Charemu
Z palm liści rosa opada perłami,
Cichy szmer fontann pieniu słowiczemu
Wtóruje tęsknie, gnijąc z kamieniami
I szklanna fala po stopniach z marmuru
Póty podzwania i póty się pieści
Póki nie zejdzie księżyc, i wśród chóru
Słowików – fal jej blaskiem niepopieści;
Tak tęskne serce uderza w boleści
Za tęsknem sercem – lecz ciszej jak woda,
Kiedy w marmurach zginie mu swoboda!...
Wśród róż powoni i cyprysów cienia
Tam jedna róża pobladła wśród ciszy
I kropel rosy – na licu … łez lśnienia!...
Eufrozyno! nikt skarg twych niesłyszy –
Ona o filar czarnego marmuru
Śnieżne swe czoło oparła w milczeniu
Czy zadumana z palmami do chóru
Myśli się modli … w niemem zadumieniu –
Tak młoda, jednak sokole źrenice,
Dzikie – namiętne jako błyskawice
Mgłą smutku zaszły, że z tem chmurnem czołem
Zdała się raczej niewoli aniołem
Niźli kobiety!... pobladły jej lice
Wśród rzędu kolumn, sama jak kolumna
Ha!... to Greczynka – tak młoda! Tak dumna!
Tak smutna razem!... przez wpółsenne oczy
Tęskność wygląda – i dołki uśmiechu
Wkoło ust płaczą skargą, co oddechu
Falą pierś wzrusza z pod czarnych warkoczy