O! gdyby nasze ramiona młodzieńcze
Odwalić mogły grób naszej ojczyzny,
Co tyranowi tronem!... i z jej blizny
Raz wtóry strącić duchy potępieńcze
Aż tam pod piekło piekieł, skąd niewraca
Duch – a wolności wygrzebie go praca!...
Ledwie nie serce rozkoszą uderzy,
Już cię utracić straszy myśl grobowa...
Jak ty tu wszedłeś?... uchodź z tych wybrzeży!
O! cóż przed zemstą jego nas uchowa?...
Nie nie o luba! Patrz! tą perłą jasną
Chciałbym ci wydrzeć objęciom – podłego!...
Wzrokiem pokory, głosem słowa mego
Cichym, zjednałem ufność jego własną
Głupi uwierzył!... krótkaż jego droga!
Ha! pierwej gwiazdy w niebiosach pogasną
Nim we mnie Seïd przestanie mieć wroga!
O luba moja dziś czczę zemsty boga
Co mi tak piękny jak ty – twarzą jasną
Gwieździ i pali szałem nieśmiertelnym!...
Ba! szał ten jutra kamieniem węgielnym!...
Tam za głębiną mórz i skał szczytami
Z pian morskich wyspa wznosi skroń zielona
Wieńcami gajów świeżo oplecioną
Jak dziewczę kryjąc pierś między falami!...
Wyspą rybaków zwą te dzikie skały
Co jak na orłów gniazda przedziczały,
Nikt wziąść jej niechciał, i nikt niezaludnia
Bo rozpalone skwarami południa
Turbany ztamtąd uszły przed upały –
Lecz oczom Greka, o! na morskie piany
Cudownie błyszczy bo pięknością dzika
Jak o wolności myśl niewolnika!
Każdy mi kamień tej wyspy kochany –
Tam tylko jeden szałas pustelnika
I nas – rybaków gniazdo zamieszkało –
Garstka nas mała – ale wszyscy młodzi
Strona:PL Ernest Buława - Poezye studenta tom III.djvu/83
Ta strona została skorygowana.