Wolności!... wtórzą skały, groty – gaje
I cichy błękit, a z pian słońce wstaje –
Pieśń biegła w dal –
Po głębiach fal –
Wszystkież ją głosy? nie wszystkie! Nuciły,
Tylko Gabryel nieobecny miły –
On już od kilku dni wyspę porzucił,
I pożeglował daleko przez morze
Zniknął i dotąd jeszcze nie powrócił
Ztąd bracia trwożni w dal patrzą – o! może
Ostatnia burza łódź jego rozbiła
Może… i tak się drużyna smuciła
Wódz jej popłynął, późno oczekują
I trwożną myślą los jego zgadują!...
Wtem zoczył jeden – biały żagiel w dali
Sunie po falach chyżo ku brzegowi
Rybacy pną się na skały … z nad fali
Biegną po brzegu i kapeluszami
Witają z dala, witają głosami
Za nim go znaki, radości znakami
Nieodpowiada – o! czy ich niezoczył
Czy się zadumał? sam z swemi myślami,
Aż krzyk go zbudził z zadumy i wiosła
Ostrzem znów pruje jasne wód bałwany,
I fala chyżej, i chyżej go niosła –
Okiem po brzegu zielonym potoczył
I dał radości znak – uradowany!...
Łódź uderzyła o ląd, rybak młody
W objęcia braci wesoło się rzucił
Długo ich morskie rozdzielał wody,
Aż dziś stęskniony na wyspę powrócił –
On młody, ale myślą z nich najwyższy,
Każdy z nich słuchał go, jak wodza, niższy,
Każdy go witał, uścisnął radośnie
Lecz dziś Gabryel, już nie tak wesoło
Witał swych braci, jak niegdyś!... Żałośnie
Widzą, że jasne ongi jego czoło
Strona:PL Ernest Buława - Poezye studenta tom III.djvu/87
Ta strona została skorygowana.