O tobie, Grekach, o hańbie twej głowy –
I znów pieszczoty, kochanki, kochanka?...
I rozkosz, szepty – wiek młody – majowy…
Ah! Jak ją skarać?... ty coś dał te wieści
Daj mi męczarnie, daj mym słowom jadu,
Bym jej tu – z serca wyrzucił boleści,
Z któremim pełzał jak gad u stóp gadu,
O daj mi sposób –
Śmierć!...
Śmierć? o! urocza
Błysła mym oczom w zemsty mej godzinie
Tak! niechaj krew jej – tej chwili popłynie –
Już mnie nie splączą węże jej warkocza!
Patrz … słabe dziecię, na piersiach nosiłem
Warkocz co dała mi ze swojej skroni,
W niego jak w skarbów otchłanie patrzyłem
Biada ci! z mojej – z mojej zginiesz dłoni!...
Nie, to niedosyć!... Mustafa zawoła –
Trzeba męczarni … ha dobrze! o starcze!
Dziś się zadumam o mękach – wśród koła
Mąk, jej najkrwawszą dostarczysz?... dostarczę!
Przysięgam tobie – że jak ją kochałem
Tak dziś ją z wszystkich potęg – nienawidzę!...
Pomszczę się na niej bólem, wstydem, szałem?...
O! mych się uczuć sam przed sobą brzydzę!...
Gdzie kindżał? – za mną! za mną! niewolnicy!
Za mną!... i wybiegł z kindżałem spieniony
Wybiegł – o! biada ofiarnej dzi[e]wicy,
On jak pies wściekły leci oślepiony –
Mustafa śmiał się patrząc za nim długo,
Pan mój mi będzie i dziś jeszcze sługą!...
I długo Basza przebiegał komnaty
Skarbami Grecyi w blasku jaśniejące
W perły, szmaragdy, jak zioła na łące
W kryształ mozaik, gwiazdolite szaty…