— Czy chcesz zostać krawcową? — brzmi nagle łagodne pytanie.
— Tak, pani. Będę pracowała pilnie — odpowiada Lucia wzruszonym, przytłumionym szeptem.
— Zakatarzona? — zwraca się dama do matki.
— Broń Boże, wielmożna pani. Troszkę zachrypnięta — wyjaśnia z niepokojem rybaczka. — To prędko przejdzie, jeśli przestanie głos zrywać. Takbym pragnęła, żeby tu się mogła dostać! O niczem nie myśli, tylko o tej nieszczęsnej pracowni. Nudzi i męczy bez końca, że chce uczyć się »czegoś pięknego«.
Panna Paulina uśmiecha się leciutko, delikatnie.
— Miłe, ciche dziecko — mówi wkońcu. — Przyjmuję cię, chociaż właściwie potrzeba nam większej. Ale pamiętaj, że to zawód trudny, pracować trzeba usilnie.
— Jak się mała nazywa?
— Lucia Chalumeau.
— Zatem w poniedziałek o ósmej — odzywa się dama po krótkim namyśle.
Chwila ciszy. Więc naprawdę, czy je słuch nie myli?
— Zaleca się punktualność, w pracowni trzeba być o ósmej — dorzuca panna Paulina surowszym, urzędowym tonem.
Pozdrawia je pożegnalnym ruchem ręki, i po chwili wysuwają się z pokoju dwie rozpromienione twarze. Za niemi kroczy Marjanna ze szczerem zadowoleniem na pucołowatych, czerwonych po-
Strona:PL Eugène Demolder - Kwiaciareczka.djvu/15
Ta strona została uwierzytelniona.