je oliwą z piaskiem, ale niewiele pomogło, a teraz ten drobny szczegół psuje całą jej radość.
O wpół do ósmej jest już przed oknami magazynu, i ogarnia ją taka nieśmiałość, że postanawia czekać na Helenkę. Koło niej przechodzą długim sznurem pracownice, prędko, ciągle, bez ustanku. Na zegarze bankowego gmachu bije ósma. Lucia czeka jeszcze, ale już ze łzami w oczach. Wtem na zakręcie ulicy ukazuje się drobna, zadyszana postać, spieszy, biegnie, jak może najprędzej.
— Spóźniłaś się, Helenko — szepcze z wyrzutem dziewczynka
— A tobie co do tego?! — odrzuca opryskliwie starsza. — Nie kazałam ci na siebie czekać! Dostaniesz burę na początek — i zupełnie słusznie!
Wpadły bez tchu na schody. Helenka otwiera drzwi z bijącem sercem — i natychmiast rozlega się nielitościwy dzwonek.
— To my — woła drżącym głosem.
Zostawiają kapelusze w ciemnym gabinecie na wieszadłach, koszyczki składają w pokoju przyległym do kuchni.
Marjanna z przerażeniem patrzy na protegowaną.
— Czy wiesz, że gotowi cię wyrzucić? — odzywa się z wymówką.
Ale dziewczęta nikną już w uchylonych podwojach pracowni. Przed lustrem stoi panna »starsza« i surowem spojrzeniem obrzuca podręczne.
— Która godzina? — pyta sucho, groźnie.
— Chora byłam, proszę pani — usprawiedli-
Strona:PL Eugène Demolder - Kwiaciareczka.djvu/17
Ta strona została uwierzytelniona.