imię Luci we wszystkich ustach odzywa się przyjaznem echem.
A przecież ma jedną nieprzychylną duszę. To panna Anna, przez którą o mało nie zawarły się przed Lucią drzwi tego zaczarowanego królestwa. Nie może przebaczyć dziecku, że dostało się tutaj pomimo jej woli. Na każdym kroku stara się zaznaczyć swą niechęć.
Pewnej soboty popołudniu, kiedy robotnice pracują gorączkowo, przyczepiając ostatnie falbany, podszycia, ozdoby, i wykończają z pośpiechem zamówione stroje — rozlega się donośny dzwonek telefonu.
— Księżna przybędzie za chwilę do miary!
Żadna nie może położyć roboty, nie wydążą. Jedna Lucia jest wolna. Po chwili wahania »starsza« kładzie na wyciągnięte ręce dziecka powłóczystą, atłasową suknię, przybraną bogato w stare, kosztowne koronki, i każe nieść na piętro. Dziewczynka idzie powoli, z rozjaśnioną twarzą: nigdy jeszcze nie dotykała takich cudów! Otwierają przed nią na rozcież podwoje, i stoi w ogromnym, podłużnym salonie, — od stropów do lśniącej posadzki zwisają wielkie, rzęsiście oświetlone lustra. I nagle cały pokój napełnia się mnóstwem drobnych, czarniawych dziewczynek — z obłokiem jedwabiów i koronek w ręku.
Drzwi skrzypnęły cicho, weszła robotnica, przysłana do miary. To panna Anna. Lekko, bez szmeru, sunie po miękkich dywanach.
Niedbałym ruchem odbiera z rąk Luci przy-
Strona:PL Eugène Demolder - Kwiaciareczka.djvu/20
Ta strona została uwierzytelniona.