Strona:PL Eugène Demolder - Kwiaciareczka.djvu/22

Ta strona została uwierzytelniona.

pędem, ucieka, jakby ją kto gonił. Dopiero za zakrętem zwalnia zadyszana kroku. Poco, do czego się śpieszyć? W skroniach jej huczy, i stara się o niczem nie myśleć. Na rogu stoi obdarty, rozczochrany handlarz i zachwala jakąś wodę, co wywabia plamy. Lucia zatrzymuje się przed nim bezwiednie.
Wreszcie budzi się z odrętwienia, idzie dalej zwolna, niechętnie. Nareszcie majaczy znana kamienica! Ale mieszkanie zamknięte i puste. Na szczęście klucz wisi u stróża.
— Cóż to? Lucia chora? — pyta zdumiony staruszek.
— Głowa mię boli — odpowiada dziewczynka niepewnym, zawstydzonym szeptem.
Zgrzyt klucza w zardzewiałym zamku, potem popycha drzwi szorstko.
— Ryby czuć — przebiega w mózgu Luci ostrym bólem.
Otwiera okno i do izdebki wpada fala mroźnego powietrza. Dziewczynka wchłania je szybko głęboko, spragnionemi piersiami.
Na schodach rozlegają się głośne, przyśpieszone kroki.
Po chwili drzwi odmykają się z głuchym łoskotem i na progu staje pani Chalumeau z dużym węgorzem w koszyku. Nie mogła go sprzedać, będzie na kolację.
— Lucia! Co tu robisz? — odzywa się gniewnie.
Obrzuca córkę badawczem spojrzeniem, dostrzega ślady łez na twarzy.