— Za nic w świecie! — szepcze dziewczynka z przerażeniem.
— Więc cóż chcesz robić? To wracaj do matki. I tak będzie niespokojna.
— Nie! Nie! Nie teraz — prosi Lucia błagalnie. — Ciocia sama pójdzie do matki.
— Czemu? — pyta ciotka łagodnie i gładzi ją po kruczych włosach. — Mnie wcale nie jesteś potrzebna. Nie mam dla ciebie roboty; chyba znajdę ci jakie miejsce, ale nie obiecuję.
Nazajutrz Lucia wybiera się na miasto z krewną. Lecz wszystkie szwaczki w tej dzielnicy odmawiają. Jest za mała, zbyt drobna i wątła, żeby się mogła zająć »gospodarstwem«.
— Chciałabym pomagać cioci — odzywa się dziewczynka wieczorem nieśmiało. — Kwiaty są także piękne.
— Pleciesz, Luciu. Na towar potrzeba pieniędzy. Skąd ich weźmiesz?
— Postaram się, zobaczysz, ciociu!
I nagle przypominają jej się dawne lata. Pamięta, że sprzedawała niegdyś mokrzycę dla ptaszków. Ziele nic nie kosztuje, trochę cierpliwości tylko, schylić się i zbierać pełnemi garściami. Już wie, skąd przyjdą pieniądze.
Wschodzące słońce zastaje ja daleko za miastem, wśród zieleniejących ogrodów, sadów, pomiędzy zagonami jarzyn. Kroczy zwolna, z oczyma utkwionemi w ziemię, kiedy niekiedy pochyla się zwinnym, lekkim ruchem i zrywa szmaragdowe liście. A już z doświadczenia trzyma się płotów, ogrodzeń i murów, pamięta, że w cieniu ziele wy-
Strona:PL Eugène Demolder - Kwiaciareczka.djvu/24
Ta strona została uwierzytelniona.